Nie wiedziałam jak dojść stąd do domu, ale widziałam jak dojść na cmentarz. Ruszyłam w jego stronę. Był jakieś 10 minut drogi na pieszo, więc doszłam tam w miarę szybko. Przeszłam przez dużą bramę prowadzącą na cmentarz. Podeszłam do pani, która sprzedaje kwiaty. Zawsze do niej przychodziłam.- Dzień Dobry. Te co zawsze po proszę - powiedziałam miło, z uśmiechem na twarzy.
-Dzień Dobry. Już się robi- powiedziała i zniknęła gdzieś w kwiatach.
- Dajesz sobie radę? - zapytała gdzieś w kwiatach. Wiedziałam dokładnie o czym ona mówi.
-Jakoś daję, ale nie wiem czy długo tak wytrzymam. A do tego jeszcze doszła sprawa z Joshem i Emily - powiedziałam smutno. Pani Emma, bo tak ma na imię jest jak moja przyjaciółka...tyle, że ona nie wchodzi do łóżka z moim chłopakiem.
- A co się stało? - zapytała i wyszła z nie ułożonymi jeszcze kwiatami w ręku.
- Byłam na imprezie i zobaczyłam jak Josh i Emily uprawiali seks - powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie chciałam się rozpłakać. Nie teraz.
- Zobaczysz. Jeszcze znajdziesz tego jedynego. - powiedziała pocieszająco i wręczyła mi bukiecik kwiatów.
- Dziękuję - powiedziałam i wręczyłam jej pieniądze. - Do widzenia - powiedziałam i wyszłam z mini kwiaciarni. Od razu skierowałam się na grób do którego chodzę prawie codziennie. Przeszłam kilka alejek i w końcu doszłam na grób. Pomodliłam się i położyłam kwiaty, a stare wyrzuciłam do śmieci. Jestem chyba jedyną osobą, która dla o ten grób. Usiadłam na siedzeniu przy grobie. - Cześć mamo. Wiem, że mnie wysłuchasz. Jesteś teraz jedyną osobą z którą chcę rozmawiać. Emily i Josh mnie zdradzili, ale to pewnie widziałaś. W końcu widzisz wszystko co się dzieje - powiedziałam i się trochę zaśmiałam przez łzy. - Ja już nie daję tu rady. Czemu musiałaś odejść? Czemu mnie zostawiłaś? Wiem, że to nie od ciebie zależało, ale kiedy ty odeszłaś wszystko zaczęło się psuć. Kłótnie z ojcem, jego alkoholizm, a teraz już nie mam nikogo kto może mnie wspierać. Nikogo, rozumiesz? Nie wiem po co w ogóle ja tu jestem. Mogłabym stąd zniknąć i nikt by nie płakał za mną. Kiedy bym stąd zniknęła mogłabym w końcu się do ciebie przytulić i pogadać. - przerwałam na chwilę i wytarłam łzy - Strasznie za tobą tęsknię. - powiedziałam i otarłam łzy. Wstałam. Było już dosyć ciemno.
- Przyjdę do ciebie jutro.- powiedziałam odwracając się d grobu i ruszyłam w stronę wyjścia. Słyszałam za sobą jakieś kroki, ale myślałam, że to tylko złudzenie i postanowiłam iść dalej. Było mi trochę zimno, więc potarłam swoje ręce. Nie mogłam już wytrzymać i odwróciłam się. Cały czas słyszałam czyjeś kroki, ale nikogo za mną nie było. Przyspieszyłam krok, a kroki za mną też przyspieszyły. Błagałam w duchy, żeby tylko mi się wydawało. Po chwili odwróciłam się i ujrzałam chowającą się postać. Byłam już przy bramie. Szybko wyszłam z cmentarza i ruszyłam w stronę domu. Niestety musiałam przejść kawałek przez ciemny las, co mnie jeszcze bardziej przerażało. Wiedziałam, że ktoś mnie śledzi, ale nie wiedziałam kto to. Miałam nadzieję, że jak najszybciej dostanę się do domu, gdzie pewnie też będę miała piekło. Zacznijmy od tego, że całe moje życie to piekło. Weszłam na leśną ścieżkę i zaczęłam iść. Odwróciłam się i znów chowająca się postać. Po sylwetce mogłam stwierdzić, że to mężczyzna. Stałam w miejscu i rozglądałam się jak głupia. Bałam się strasznie. Nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać. Nie wiem kim on jest i co ma w zamiarze.
- Kim jesteś? - wydarłam jak najgłośniej w tamtym momencie potrafiłam. Strach hamował mój głos. Jeśli chce mnie zabić nie obrażę się. Mam dość swojego życia. Wszystkie ważne mi osoby straciłam. Nie mam dla kogo żyć. - Kim jesteś? -powtórzyłam, ale tym razem trochę głośniej. - Pokaż się- chciałam już go zobaczyć. Chciałam zobaczyć osobę, która mnie śledzi. Po chwili zobaczyłam postać wychodząc zza krzaków. Nie widziałam twarzy. Był za daleko. Zaczął do mnie podchodzić, a ja go zobaczyłam. - Po co mnie śledzisz? - zapytałam po chwili. Najpierw mnie wyzywa od szmat, a teraz mnie śledzi. Ale po co?
- Tak o - powiedział bez emocji. On w ogóle ma jakieś emocje? Chyba nie.
- Musiałeś mieć jakiś powód skoro mnie śledziłeś. Chciałeś zobaczyć jak płacze? Proszę zobaczyłeś. - powiedziałam wściekła i odwróciłam się do niego tyłem. Zaczęłam iść. - Musisz za mną łazić, Harry? - zapytałam odwracając się do niego przodem.
- Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest dobre miejsce na spacer o tej porze? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ale ciebie to chyba najmniej powinno to obchodzić - powiedziałam i szłam dalej. On oczywiście też musiał iść za mną, no bo jak inaczej. Czego on ode mnie w ogóle chce? Zadrżałam z zimna, a po chwili poczułam na swojej skórze jakiś materiał. Szybko popatrzyłam na swoje ramiona. Nie spodziewałam się tego po nim. Miałam na nich czarną skórzaną kurtkę Harry'ego. - Dziękuję - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Nie ma za co - powiedział i również na jego twarz pojawił się uśmiech.
- Skąd wiedziałeś, że tam jestem? Bo to ty byłeś na cmentarzu, prawda? - zapytałam po chwili. Jeśli to nie był on, to ktoś inny jeszcze z nami jest.
- Wyszedłem z domu, a kiedy przechodziłem obok cmentarzu to cię zauważyłem. Poszedłem za tobą. - powiedział idąc obok mnie. Odetchnęłam z ulgą.
- Podsłuchiwałeś? -spoważniałam. Jeśli podsłuchiwał to go zabiję. Popatrzyłam na niego. Miał kamienną twarz.
- Nie. Byłem za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć. - odetchnęłam z ulgą. Nie chcę, żeby ktoś wiedział o moim życiu tyle ile mówię mamie i tyle co wiedzą...Emily i Josh. Jedyną osobą jakiej ufam na tyle, żeby powiedzieć o moich problemach jest pani pracująca w kawiarni. Jest bardzo miła i potrafi poprawić humor. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Otworzyłam szerzej oczy kiedy zobaczyłam wyświetlacz, który wskazałam, że jest już po 24. Nie. To się nie dzieje naprawdę. Jest już po północy, a jutro na 7 mam być w pracy. Wy sobie chyba jaja robicie. A jeszcze zanim dojdę do domu, minie jakieś 20 minut jak nie więcej, potem będę musiała posprzątać, bo inaczej nie chce myśleć co będzie. Bóg chyba ma ze mnie niezły ubaw tam na górze.
- Co tak zbladłaś? - z zamyślenia wyrwał mnie jego niski, ochrypły głos.
- Nic ważnego - powiedziałam pospiesznie, a w rzeczywistości chciało mi się płakać. Jeśli jutro się spóźnię do pracy, wyleją mnie, a jeśli mnie wyleją ojciec znów będzie się na mnie wyżywał. Boję się go.
- Gdyby to nie było nic ważnego nie miałabyś miny jakby miano cię zaraz zabić - powiedział, a ja się zaśmiałam. Pewnie tak będzie. Zostanę najpierw pobita, później mnie poćwiartuję, ugotuje w wielkim garnku i da psu sąsiadów.
- Nie wiesz nic o moim życiu - powiedziałam patrząc przed siebie. Miałam już zaszklone oczy. Nie chciałam, żeby wypłynęły, więc zaczęłam energicznie mrugać. Niestety nie pomogło, a po moim policzki spłynęła jedna, jedyną słona łza. Szybko ją starłam. Spojrzałam w prawo. Byliśmy już pod moim domem.
- Muszę iść. Pa - powiedziałam i skręciłam w stronę mojego domu. Czułam na sobie wzrok Harry'ego, ale go zignorowałam. Otworzyłam drzwi i od razu zaatakował mnie tato.
- Gdzie ty się szlajasz po nocach?! - wydarł się. Żyła na jego czole zaczęła pulsować, a twarz miał całą czerwoną. Jego wzrok gdyby mógł, zabiłby mnie. Dłonie ojca były zaciśnięte w pięści tak, że knykcie zrobiły się białe. Aha. Zapomniałam dodać, że był pijany. Przepraszam.
czytasz = komentarz
czytasz = komentarz
Super :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze zaufa Harremu,a on jej jakoś pomoze :/
"Jej przejaciele" sa na prawde pojebani :/
Dobrze ze ma jeszcze ta pania z kwaiaciarni :)
Przykre jest to ze ona już nie daje rady, Harry musisz jej pomoc :*
Zycze weny i do nastepnego :*