piątek, 29 maja 2015

Rozdział 48

Wzięłam głęboki wdech i wydech i wyszłam z samochodu. Od razu wszystkie pary oczu zostały skierowane na mnie. Może nie było dużo osób na dworze, ale nawet te kilka/kilkanaście osób sprawiło, że czułam się niezręcznie. Czemu oni w ogóle się na mnie patrzą? Przecież nic nie zrobiłam. Usłyszałam cichy trzask drzwiami. Szybko odwróciłam głowę w tamtą stronę. Harry szedł w moim kierunku i zabijał wzrokiem wszystkich zainteresowanych tą sytuacją. Od razu poskutkowało. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Bałam się wejść do szkoły, ale trzeba było to zrobić. Na twarzy Harry'ego pojawił się uśmiech kiedy na mnie spojrzał. Podszedł bliżej i mnie pocałował. Kiedy się oderwaliśmy, przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Dasz sobie radę. - powiedział z uśmiechem. Spuściłam na chwilę głowę, by po chwili ponownie spojrzeć w jego oczy i szczerze się uśmiechnąć. Może nie był to szeroki uśmiech, ale zawsze.

- Ja będę iść. - powiedziałam i odwróciłam się w stronę szkoły. Zamknęłam na chwilę oczy i ruszyłam do przodu. Błagam, niech ten dzień będzie normalny. Otworzyłam ciężkie szkolne drzwi. Znów wszyscy bez wyjątku na mnie spojrzeli. Tym razem mogłam usłyszeć szepty innych uczniów. Jestem, aż tak sławna? Spuściłam głowę i zacisnęłam swoje dłonie na pasku od torby. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej potrzebne na tą lekcje książki. Wszyscy mnie uważnie obserwowali, a ja czułam się coraz bardziej skrępowana. Szkoda, że nie ma tu Harry'ego. Nie gapiliby się tak. przyspieszyłam kroku i weszłam, na szczęście nie zauważona, do klasy. Usiadłam w ostatnie ławce i położyłam się na ławce ze słuchawkami w uszach. Do sali wszedł nauczyciel. Zajął swoje miejsce i zaczął czytać listę obecności. Kiedy zorientowałam się, że nie wyczytał mnie postanowiłam się upomnieć.
- Proszę pana, zapomniał pan o mnie. - powiedziałam i znów wszyscy na mnie spojrzeli i zaczęli szeptać. Po co ja się odzywałam?
- A tak. Przepraszam panno Stevens. Po prostu nie było pani długo i... tak. Dobrze to... Proszę wyjąć karteczki. Piszecie kartkówkę. Veronica, ty nie musisz. - powiedział nauczyciel, a ja tylko kiwnęłam głową i znów położyłam się na ławce, próbując uspokoić nerwy. Byłam w szkole od 10 minut, a już miałam dość. Wszyscy od razu kiedy mnie widzą zaczynają szeptać, gapić się na mnie i w ogóle. Mam po prostu tego dość. Poszłam do klasy. Niestety w klasie musiała być moja ulubiona przyjaciółeczka, Mins. Westchnęłam i omijając ją i usiadłam na jakimś wolnym miejscu. Spokój mój potrwał nie dłużej niż sekundę. Świetnie.
- Nasza gwiazda przyszła. Co? Stylesowi się już znudziłaś? Biedactwo. Ciesz się, że w ogóle na ciebie spojrzał. - powiedziała tym swoim skrzeczącym głosikiem. Nienawidzę jej.
- Odwal się dobra. Nie mam ochoty na kolejną kłótnie z tobą, więc odejdź i zostaw mnie w spokoju. - powiedziałam znudzonym i obojętnym głosem. Wiem, że ona się nie odwali, ale zawsze można spróbować.
- Myślisz, że odpuściłabym porozmawianie z moją najlepszą przyjaciółeczką? - powiedziała słodkim głosikiem i usiadła obok mnie. - Opowiadaj. Co on ci zrobił? Przeleciał i zostawił. - nie chciało mi się jej słuchać - Biedactwo moje. Musiał patrzeć na takiego kogoś jak ty. - chciałam wybuchnąć śmiechem, ale nie mogłam. Nie miałam na to humoru.
- Mins, proszę cię. - mój głos był chyba najbardziej błagalny jaki mógłby być.
- Naprawdę nie wiem jak po mnie mógł wybrać ciebie. - po jej słowach od razu się ożywiłam. Po niej? Ona była z Harrym.
- Po tobie? - zapytałam z podniesioną brwią. To nie możliwe, żeby była z nim. Mówił mi, że nigdy nie miał dziewczyny.
- No tak. Poszłam raz na imprezie z nim do kibla na szybki numerek i mu się bardzo spodobało. Spotkaliśmy się kilka razu. Co ty? Nie wiedziałaś? - zrobiła zdziwioną miną. Czemu ona musi być taka głupia? No czemu?!
- Dobrze wiesz, że on się  nie umawia, więc po co te gadki? - udawałam obojętną, ale w środku mi się gotowało. - A że poszliście się kilka razy pieprzyć to nic nie znaczy. - znaczy. Ale dla mnie. Czuję lekki ból. Mimo, że nie był ze mną wtedy. Ba! Nawet się nie znaliśmy, a co dopiero być ze sobą. Ale jednak, świadomość, że spał z wieloma dziewczynami boli. Nie tak mocno, ale jednak.
- No niby tak, ale wiesz... - Ugh. Nienawidzę jej. - W każdym razie. Musisz przyznać, że jest nieziemski w łóżku. - gdybym jeszcze z nim spała to może tak. - Nie dałaś mu przypadkiem czegoś do drinka? Jesteś taka brzydka, że naprawdę nie wiem co go skłoniło do gadania z tobą. - niech ona odejdzie! Proszę!
- Idź do swoich bezmózgów. - powiedziałam i włożyłam do uszu słuchawki. Widziałam jak posyła mi groźne spojrzenia i odchodzi. Punkt dla mnie.
***
 Ostatnia lekcja. W końcu będę mogła wrócić do domu. Lekcja mijała spokojnie. Niestety mój spokój nie trwał jednak długo. Na mojej ławce pojawiła się mała zwinięta karteczka. Spojrzałam na nią i wzięłam do ręki. Rozejrzałam się po klasie mając nadzieję, że znajdę osobę, która mi ją rzuciła. Znalazłam. Był to Jack. Wysoki, w miarę umięśniony i może nie zbyt przystojny, ale miał coś w sobie, że niektóre dziewczyny się zakochiwały w nim od razu. Rozwinęłam karteczkę.
"To prawda, że Styles cię przeleciał? Też mogę? xx "
Patrzyłam na tą karteczkę z niedowierzaniem. Skąd on to wziął? Nie przespałam się z nikim! I na razie nie mam zamiaru... ale przecież... Harry jeszcze jakiś czas temu miał co chwilę nową laskę do łóżka, a ja... Nie dość, że jestem nie doświadczona w tych sprawach to nie jestem jeszcze gotowa. Czuję się winna, że jeszcze z Harrym się nie kochałam. Boję się tego. Nie wiem czemu, przecież to ludzka rzecz, ale boję się. Cholernie się boję.
"Pieprz się" 
Szybko napisałam i odrzuciłam karteczkę na jego ławkę. Niestety po chwili na sali rozległ się głośny śmiech Jacka. Na szczęście wraz z jego śmiechem do moich uszu dotarł dzwonek. Dzięki Bogu. Szybko wzięłam książki i jak najszybciej wyszłam z klasy. Nie chciałam, żeby wszyscy dalej na mnie patrzyli. W połowie drogi zostałam zatrzymana przez kogoś.
- Pieprzyć to ja mogę ciebie. - szepnął mi do ucha "uwodzicielskim" głosem. Jack.
czytasz=komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 47

Ktoś siedział przy grobie mojej mamy! Jakim cudem? Nikogo tu nie było od miesięcy, a teraz nagle się zjawia? I kto to do cholery jest? Podeszłam bliżej, ale od razu się cofnęłam przez co wpadłam na Harry'ego, który mnie podtrzymał przed upadkiem, łapiąc za biodra. To nie możliwe! Przecież...Przecież on był w szpitalu. Wczoraj miał wypadek! Jakim cudem o tu jest? Nie mogę w to uwierzyć. Patrzyłam jak zamurowana na mojego ojca i nawet nie mrugałam. Do czasu... Poczułam jak ręce Harry'ego się zaciskaj na moich biodrach, a jego oddech przyspiesza. Musiał zauważyć kto tam siedzi. Wiem, że on go nienawidzi i jest na niego wściekły, ale miał dłonie na moich biodrach. Ignorowałam to dopóki nie zaczęło mnie to boleć.
- Harry. - powiedziałam łagodnie, próbując go chociaż trochę uspokoić, ale to nic nie dało, a mnie bolało coraz bardziej. - Harry. - powiedziałam głośniej i próbowałam zdjąć jego ręce ze mnie. Na szczęście kiedy zorientował się o co chodzi szybko je zdjął i odwrócił mnie w jego stronę. Na jego twarzy było widać przerażenie, troskę, ale i wściekłość na ojca.
- Przepraszam cię. Nic ci nie jest, boli cię coś? Przepraszam. Po prostu się wkurzyłem. Nie chciałem naprawdę. Wybacz mi. - mówił spanikowany. Śmieszyłoby mnie to, ale w innych okolicznościach.
- Nic mi nie jest, Harry. Możemy stąd iść. Proszę. - powiedziałam błagającym głosem. Nie chciałam tu być kiedy on tam jest. Jestem ciekawa po co tu przyszedł, ale nie chcę z nim gadać. Chcę być jak najdalej od niego.
- Dobrze. Chodźmy stąd. - powiedział i złapał mnie za rękę i poszliśmy, ale nie do wyjścia, tylko przejść się po cmentarzy. Harry patrzył przed siebie albo czasem zerkał na mnie, a ja patrzyłam na nagrobki i liczyłam ile mniej więcej mieli lat kiedy umarli. Przerażała mnie myśl, że umierały takie małe dzieci, które dopiero co się urodziły albo nie skończyły nawet 10 lat. To jest smutne kiedy trzeba się pożegnać z życiem. Myślałam, że jak tak będę musiała, ale na szczęście mam Harry'ego, który mnie zawsze uratuję, a ja w miarę swoich możliwość, jego. Czasem zastanawiam się czemu on w ogóle ze mną jest. Przecież jest tyle ładniejszych ode mnie dziewczyn, a on akurat zauważył mnie. Nie wiem czy mam takie szczęście czy to po prostu przypadek, że to ja...a może przeznaczenie? Sama nie wiem, ale cieszę się, że go mam. Jestem pewna, że gdyby nie on, nie byłoby mnie już na tym świecie. Wiele mu zawdzięczam.
- Harry? Chodź zobaczymy czy już poszedł. - powiedziałam przytulając się do boku Harry'ego. Było mi trochę zimno, a Harry był ciepły.
- Okey. Chodźmy. - Objął mnie mocniej i zaczęliśmy wracać nad grób mojej matki. Miałam nadzieję, ze już go tam nie ma. Jeśli nie będzie go tam to wracam do domu i najwyżej jutro przyjadę tu z Harrym. Po chwili się zatrzymaliśmy i spojrzałam czy dalej tam jest. Był.
- Harry? Możemy jutro po szkole przyjść? Najlepiej wieczorem, bo będę musiała zrobić jeszcze lekcje. - powiedziałam z nadzieją w głosie. Harry się trochę zmieszał.
- Umówiłem się z kolegami na mecz. - powiedział lekko zakłopotany. Mój wzrok pozostał na Harrym trochę dłużej niż zwykle kiedy z nim rozmawiał. Miałam przeczucie, że kłamał. Co tam przeczucie! Ja byłam tego pewna! Ale czemu nie powie mi prawdy?
- Na pewno? - zapytałam chcąc się upewnić, choć znałam prawdę. Nie w sensie, że wiem gdzie idzie, ale, że kłamał. Nie powiem, że mnie to nie ruszyło, bo trochę jestem zawiedziona, że mnie okłamuje.
- Tak. - mówiąc to podrapał się po karku. Wiedziałam, ze kłamie!
- Okey. - powiedziałam jak gdyby nigdy nic. Spojrzałam jeszcze w kierunku gdzie jest grób mojej mamy. Ojca nie było. - Już go nie ma. Chodź. - złapałam go za rękę i pociągnęłam w tamtym kierunku.
***
Nienawidzę tego budzika! Czemu nie może się zlitować i zadzwonić chociaż godzinę później? Pewnie bym się spóźniła do szkoły, ale ja chcę spać! No nic. Ściągnęłam z siebie rękę Harry'ego i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej odpowiedni strój na dzisiejszą pogodę i ruszyłam w stronę łazienki, która na szczęście była w tym pomieszczeniu. Nie chciałam na razie budzić Harry'ego. Obudzę go za jakieś pół godziny. Dziś to ja będę ta zła. Zamknęłam drzwi na zamek, żeby Harry'emu przypadkiem nie zachciało się prysznica ze mną brać, a to jest całkiem możliwe. Rozebrałam się, wyrzucając brudne ubrania do kosza, a sama weszłam pod prysznic. Miałam nadzieję, że chociaż trochę mnie rozbudzi, bo inaczej nie dam rady, a przede mną dłużący się dzień w szkole. Cudownie. Umyłam dokładnie ciało i wyszłam z łazienki owijając się miękkim ręcznikiem, który dodatkowo mnie rozgrzewał, bo za ciepło w tym momencie mi nie było. Podeszłam do lustra. Nie wyglądałam, aż tak źle. Rozczesałam mokre włosy i zabrałam się za suszenie ich. Były długie i gęste, więc trochę mi to zajęło. Ubrałam się w wcześniej przygotowany przeze mnie strój i zrobiłam lekki makijaż. Spojrzałam w lustro i muszę przyznać, że ostatnio tak dobrze wyglądałam miesiąc temu. Rozumiecie...porwanie i te sprawy. Wyszłam z łazienki i wskoczyłam na łóżko mając nadzieję, że Harry się obudzi. Niestety mruknął tylko coś pod nosem.
- Harry! Wstawaj! - powiedziałam głośniejszym tonem. Nie chcę się spóźnić do szkoły. 
- Daj mi jeszcze 10 minut. - typowe. Zaśmiałam się i postanowiłam, że dam mu jeszcze chwilę. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie tylko kanapkę, bo w sumie nie byłam głodna. Popiłam ją sokiem pomarańczowym i poszłam obudzić Harry'ego. Jeśli się teraz nie obudzi to pójdę po wiadro lodowatej wody i zrobię mu ice bucket challenge. Wbiegłam po schodach na górę, a następnie do jego/naszego pokoju. Dalej spał. Podeszłam do łóżka i zaczęłam go budzić. 
- Pobudka! Jeśli teraz nie wstaniesz spóźnię się do szkoły. - powiedziałam głośno na co tylko zamruczał. zaczęłam ciągnąć za pościel, ale to też nic nie dało.  - Laski w bikini w twoim ogrodzie! - krzyknęłam na co obudził się, ale w sumie to jedyne co zrobił spojrzał na mnie jak na idiotkę. Trochę się zdziwiłam, że nic nie zrobił. Zaczęłam ciągnąć za kołdrę na której leżał, ale to też nic nie dawało.
- Daj mi moment jeszcze. - dobra. Sam tego chciał. Zeszłam na dół do kuchni. Pamiętam, że pod zlewem było jakieś wiadro czy coś. Wyciągnęłam je. Było w nim kilka rzeczy, ale wysypałam je z niego i nalałam do niego lodowatej wręcz wody. Będzie wściekły, ale nie moja wina, że nic na niego nie działo. Kiedy wiadro było już pełne, podniosłam je. Było ciężkie, nawet bardzo, ale jakoś udało mi się je zanieść na górę. Stanęłam obok łóżka. Pochrapywał sobie biedny. Podniosłam wiadro i cała jego zawartość wylądowała na nim. Przez sekundę był zdezorientowany, ale po chwili na mnie spojrzał wzrokiem zabójcy.
- Przynajmniej nie musisz się myć. - powiedziałam z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Po chwili patrzenia na mnie, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Wiesz co? - zrobił krótką pauzę. To nie wróży nic dobrego.  - Mam wielką chęć przytulić swoją dziewczynę. Właśnie teraz. - w moich ust wydostał się pisk i zaczęłam uciekać. Nie mogłam być mokra. Nie mam czasu przecież na szukanie jakiegoś nowego stroju na dziś, a to by trochę zajęło. Biegłam jak najszybciej, żeby uciec od Harry'ego. Wiem, że jest szybszy ode mnie, ale jakaś tam nadzieja jest.
W tej chwili zrobiłam największy błąd jaki mogłam zrobić. Wybiegłam do ogrodu, gdzie jest dosyć duży basen z lodowatą wodą. Świetnie ułatwiłam mu jeszcze sprawę.
- Harry, proszę cię. Ja nie mam czasu się przebierać. Nie chcę być mokra. Oszczędź mnie, błagam. - mój głos wyrażał tylko i wyłącznie błaganie, a moja twarz... cóż, zrobiłam minkę smutnego pieska. Mam nadzieję, że na pójdzie, bo jak nie... spóźnię się na zajęcia.
- Dobrze, ale nie myśl, że następnym razem ci odpuszczę. - powiedział grożąc mi palcem. Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do chłopaka składając na jego ustach krótki pocałunek. Z uśmiechem wróciłam do domu, a Harry pobiegł na górę, przygotować się do wyjścia. Trochę się boję znów wrócić do szkoły i znów je zobaczyć, ale muszę sobie jakoś radzić. Przecież nie mogę słuchać non stop jak mnie wyzywają, prawda? - Możemy iść. - usłyszałam głos Harry'ego. Spojrzałam na niego zdziwiona. On się wyrobił w 10 minut, a mi 10 min starczy tylko na makijaż! Jak on to robi. I w dodatku wygląda idealnie. Włosy postawione do góry, biała koszulka, która opina się na jego mięśniach, czarna skórzana kurtka, czarne łatane na kolanach jeansy,a  do tego jego kajaki na nogach. Bóg seksu. I od kiedy ja tak określam chłopaków? Mniejsza z tym.
Uśmiechnęłam się do chłopaka, ubrałam kurtkę i wyszliśmy z domu. Droga do szkoły trawa krótko - za krótko.

czytasz=komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 46

Chciałam zejść i zjeść śniadanie, ale zatrzymały mnie krzyki. Harry'ego krzyki. O co chodzi? Szybko zerwałam się do biegu i wbiegłam do pokoju. Harry dalej spał, ale musiało mu się coś śnić, bo kręcił się po całym łóżku, był spocony i krzyczał. Podeszłam do łóżka i chciałam go obudzić. Zamiast tego uderzył mnie w ramie. Trochę bolało, ale co zrobić. Przecież on śpi. Druga próba. Złapałam go za ramie i zaczęłam poruszać nim.
- Harry obudź się. - powiedziałam głośniej, ale nic to nie dało. Musi mieć naprawdę mocny sen skoro się nie budzi. - Harry! - krzyknęłam głośno. Obudził się w końcu. Można było zobaczyć na jego twarzy ulgę, ale i przerażenie. Kiedy mnie zobaczył od razu mnie przytulił. - Spokojnie jestem tu. - powiedziałam cichym głosem, żeby go uspokoić. Jego oddech był płytki.
- Veronica, proszę. Obiecaj mi, że jak będzie się coś działo masz do mnie zadzwonić bez względu na to gdzie jestem i co robię. - powiedział kiedy się odsunął. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież teraz nic mi nie grozi.

- Ale Harry, o czym ty mówisz? Jestem bezpieczna. - powiedziałam patrząc w jego oczy.
- Obiecaj. - powiedział stanowczym głosem. Zamilkłam na chwilę i spuściłam głowę. Nie wiem po co mu ta obietnica, skoro dobrze wie, że bez tego bym do niego zadzwoniła.
- Obiecuję. - powiedziałam, a na Harry'ego twarzy pojawił się uśmiech. Chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany.
- Idź się umyj, a później porozmawiamy. - powiedziałam wstając z łóżka. Przed wyjściem z pokoju usłyszałam jego śmiech. Postanowiłam zrobić śniadanie. Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić. Wymyśliłam w końcu, że zrobię tak zwane kolorowe kanapki. Można na nie dać wszystko. Ja zazwyczaj daję na nie szynkę, ser żółty, sałatę, pomidora, ogórka, jajko i szczypiorek. Wszystkim smakują te kanapki, więc mam nadzieję, że Harry'emu też będą smakować. Nastawiłam jeszcze wodę na herbatę dla mnie i kawę dla Harry'ego, choć pewnie nie będzie potrzebował kawy po tym śnie. Jestem ciekawa co mu się śniło, ale nie chcę go o to pytać. Może to jest coś o czym nie chce mówić, a ja nie chcę go do niczego zmuszać. Ułożyłam kanapki na dwóch talerzach i zrobiłam kawę dla loczka i herbatę dla siebie. Położyłam wszystko na stole. Akurat Harry wszedł do kuchni. Miał na sobie tylko szare dresy nisko opuszczone. Mogłam zobaczyć jego tatuaże. Nie zawsze tatuaże mi się podobają, ale w jego przypadku są boskie, a do tego mam wrażenie, że każdy z nich ma swoją historię. 
- Co tak patrzysz? - zapytał, a ja dopiero zorientowałam się, że patrzę na niego dłuższą chwilę. Od razu spuściłam wzrok, a moja twarz przybrała koloru czerwonego.- Zrobiłam śniadanie i kawe dla ciebie. - powiedziałam dalej ze spuszczoną głową.
- Dziękuję. - powiedział i usiadł na przeciwko mnie. Wzięłam pierwszą kanapkę do ręki i wgryzłam się w nią. - Skąd wzięłaś pomysł na takie kanapki? - zapytał biorąc kolejną do ręki. Szybko je.
- Razem z mamą takie robiłyśmy. - powiedziałam i zjadłam do końca kanapkę. - Zawieziesz mnie jutro do szkoły czy nie chce ci się wstawać? - podejrzewam, że nie przepuści zawiezienia mnie do szkoły, bo wszędzie jest niebezpiecznie. Szkoda, że tylko on tak uważa. Pewnie też nie będzie mu się chciało wstać. Taki już jest. Leniwy, ale opiekuńczy... Aż za opiekuńczy. Czasem jest to denerwujące.
- Zawiozę cię. O której kończysz lekcje? - chwilę się zastanowiłam nad odpowiedzią, bo w końcu dawno nie było mnie w szkole i nie pamiętam jakie mam jutro lekcje. W sumie to nie było mnie nawet na lekcjach. Wzięłam telefon i weszłam w notatki. Tam miałam plan lekcji.
- Przyjedź po drugiej. - powiedziałam i schowałam telefon. Miałam nadzieję też, że nikt mnie nie będzie znowu popychał przy Harrym. - O co chodziło z tym snem? - zapytałam po chwili. Harry zamarł na chwilę.
- Nic. Nie musisz się martwić. To tylko taki... To był tylko koszmar. - powiedział "pocieszając" mnie. Tak naprawdę jeszcze bardziej się zmartwiłam. Spojrzałam na Harry'ego. Intensywnie nad czymś myślał i zapewne chciał zacząć rozmowę, ale nie wiedział jak.
- Powiedz to. - powiedziałam, żeby w końcu powiedział, a nie trzymał to w sobie przez dłuższy czas.
- Czemu wybaczyłaś Zaynowi? - okey. Tego się nie spodziewałam. Co ja mam teraz powiedzieć? Spuściłam na chwilę głowę zastanawiając się.
- Żałował tego co zrobił, więc nie miałam podstaw, żeby mu nie wybaczyć. - powiedziałam w miarę opanowanym głosem. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Przecież on podał ci tabletkę gwałtu! - krzyknął na co się wzdrygnęłam.
- Przepraszam, ale nie będę z tobą tak rozmawiać. - powiedziałam wstając z krzesła i kierując się do mojego dawnego pokoju w tym domu. Zamknęłam drzwi i podeszłam do parapetu. Za oknem był nawet ładny widok, więc postanowiłam popatrzeć trochę na to. Otworzyłam okno i wyjrzałam. Zamknęłam oczy kiedy wiatr powiał. Normalnie jak Pocahontas. Podskoczyłam kiedy poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu.
- To tylko ja. - usłyszałam jego ochrypnięty głos. Kiedy on tu wszedł? Uśmiechnęłam się lekko. - Przepraszam. Nie powinienem tak na ciebie naskoczyć. - powiedział cichym głosem.
- W porządku. - powiedziałam odwracając się w jego stronę. Wtuliłam się w jego tors i chciałam tu zostać wieczność.

***
Po śniadaniu i małej rozmowie z Harrym postanowiłam pojechać do mamy na cmentarz. Dawno u niej nie byłam. Odkąd mieszkam z Harrym coraz rzadziej do niej chodzę. Ubrałam swoje czarne botki i wyszłam z domu zamykając drzwi. Harry uparł się, że mnie podwiezie za co jestem mu wdzięczna, bo te chmury nie wróżą nic dobrego, a nie chcę być mokra. Wsiadłam do samochodu Harry'ego, zapięłam pas bezpieczeństwa i ruszyliśmy w dobrze znanym mi kierunku. Chciałam znów kupić kwiaty, zapalić znicz i porozmawiać z mamą. Czemu jej brak musi tak boleć? Chciałabym się do niej przytulic, porozmawiać, nawet jeśli miałaby dać mi karę do końca życia za byle co, chcę ją przy mnie! Chcę mieć ją przy mnie tak jak mam Harry'ego. Czemu ten na górze musiał mi ją zabrać? Oddałabym wszystko, żeby ją zobaczyć. Szybko otarłam łzy kiedy zorientowałam się, że zaczęłam płakać. Mam nadzieję, że Harry tego nie zauważył. Nie chcę, żeby się o mnie martwił. Mam dużo problemów, ale to moje problemy i nie chcę, żeby Harry się wtrącał. Nie to, że nie chcę, żeby mi pomagał. Po prostu nie chcę, żeby się martwił. Spojrzałam na Loczka. Był skupiony na drodze. I dobrze. Przynajmniej nie widział, że płaczę. Harry zaparkował pod wejściem, a ja szybko wyszłam z samochodu i ruszyłam do sklepiku na cmentarzu. 
- Dzień Dobry pani. - powiedziałam z uśmiechem.
- Dzień Dobry Veronica. Jak tam ci się układa? - jak zawsze miła. Pewnie dlatego ją polubiłam tak bardzo.
- Te co zawsze poproszę i jakiś ładny znicz. U mnie...Można powiedzieć, że już dobrze. To znaczy, jakiś czas temu zostałam porwana i tam nie było za ciekawie, ale Harry mnie znalazł i jest już dobrze. - powiedziałam uśmiechając się, a do sklepiku wszedł nie kto inny jak mój kochany Harry.
- Dzień Dobry. - powiedział bez emocji. Super. Czy on musi zawsze być bezuczuciowy przy kimś? To denerwujące i to bardzo. Mógłby być trochę milszy dla innych, ale nie. On musi być facetem, którego nic nie obchodzi, bo jak to inaczej. 
- To on? - zapytała bezgłośnie. Była lekko przerażona. Przełknęłam ślinę. i pokiwałam głową. 
- Poczekaj chwilę. - powiedziałam do Harry'ego. Odebrałam kwiaty od pani. - Przy znajomych jest inny. - powiedziałam szeptem do pani i wyszłam z pomieszczenie mówią "do widzenia". - Czy ty musisz być taki bezuczuciowy? - zapytałam po chwili. 

- Przecież nic nie zrobiłem! - powiedział trochę głośniej. - Nie wiem o co ci chodzi. - dodał po chwili. Jasne, że nie wie. Szkoda, że tylko udaję.
- Proszę cię, nie kłam. Zawsze jak jesteśmy z ludźmi, którzy nie są twoimi przyjaciółmi zachowujesz się jakbyś był obojętny wszystkiemu i wszystko masz w dupie, nawet mnie. - powiedziałam trochę zdenerwowana. Nie chcę, żeby tak się zachowywał jakby miał mnie gdzieś. Wiem, że nie pozwoli mnie nikomu skrzywdzić, ale ta jego obojętność nie jest fajna. 
- Przecież wiesz, że... - nie dałam mu dokończyć. 
- Daj spokój. - powiedziałam i to były ostatnie słowa jakie któreś z nas powiedziało. Do grobu mojej matki żadne z nas się nie odzywało, lecz kiedy dotarliśmy doznałam szoku. Ktoś tam siedział.

czytasz=komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 45

- Idę się wykąpać. Caroline zostawiam cię samą z tymi pajacami. - powiedziałam i wstałam z kanapy, na której mogłabym siedzieć wieczność, ale długa kąpiel wzywa. Zanim zaczęłam iść w stronę wyjścia poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Harry. Upadłam na jego kolana.
- Pajacami? - zapytał podnosząc jedną brew do góry. Wszyscy patrzyli na nas, a do tego była idealna cisza. Prawie... W tle było słychać cichy chichot Caroline. Mi też chciało się śmiać, ale próbowałam się powstrzymać.

- Inaczej was nazwać nie można. - powiedziałam i spróbowałam wstać. Czy on nie może mnie puścić?

- Przeproś. - zażądał. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- No chyba nie. - mój głos był poważny. Ponowiłam próbę wstania, ale na darmo. Westchnęłam głośno, przewracając przy tym oczami. Nagle wpadłam na pomysł jakbym mogła sprawić, żeby mnie puścił. Chytry uśmieszek wtargnął mi na twarz. Nachyliłam się nad uchem Harry'ego. - Jeśli mnie puścisz dostaniesz później nagrodę. - powiedziałam uwodzicielskim głosem i przegryzłam płatek jego ucha. Między czasie moje ręka zjeżdżała coraz niżej jego torsu, aż doszła do krocza. - To jak? - zapytałam uwodzicielsko. Puścił mnie! Jaki on jest naiwny. Szybko wstałam z jego kolan. - ŻARTOWAŁAM! - krzyknęłam i szybko pobiegłam na górę. Słyszałam jak Harry biegnie za mną, ale na szczęście w ostatniej chwili udało mi się zamknąć w łazience. Wybuchłam głośnym śmiechem. Kiedy się uspokoiłam, nalałam wody do wanny. 
***
Spędziłam godzinę w łazience robiąc wszystko, aby wyglądać jak człowiek, bo po zwykłej kąpieli dalej wyglądałam kosmita. Ubrana byłam w szare dresy i czarną bluzkę z dziurami na rękawach. Włosy tylko rozczesałam i zostawiłam, żeby same wyschły. Przejrzałam się w lustrze ostatni raz i wyszłam z łazienki kierując się do salonu gdzie dalej było słychać głośne rozmowy i śmiechy. Biedna Caroline, musiała z nimi przeżyć sama. Współczuję jej. Ja z takimi idiotami nie wytrzymałabym sama nawet 5 minut, a co dopiero godziny. Powolnym krokiem weszłam do salonu. Nikt mnie nie zauważył oprócz Caroline, która siedziała znudzona z opartą głową o rękę. 
- Przyszłaś! - krzyknęła uradowana i wtedy wszyscy na mnie spojrzeli. Zaśmiałam się cicho i usiadłam na kolanach Harry'ego. Co było chyba moim największym błędem dzisiaj. Od razu objął mnie swoimi ramionami.
- Ze mną się nie żartuję, księżniczko. - powiedział niskim, ochrypniętym, seksownym głosem, a do tego nazwał mnie księżniczką. Przez moje ciał przeszło przyjemne ciepło. Kąciki moich ust lekko uniosły się ku górze. Czemu on musi tak na mnie działać? - Nawet nie wiesz jak seksownie wyglądasz w tym dresie. - cały Harry. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Na szczęście Harry ich nie widział. Mógłby to łatwo wykorzystać. 
Po chwili poczułam jego miękkie usta na karku. Tym razem przez moje ciało przeszły dreszcze. Harry wiedział chyba o tym, bo zaśmiał się i kontynuował. Nie mogłam usiedzieć na jego kolanach, więc w najmniej spodziewanym momencie wstałam i odbiegłam na niego. Nie było miejsca dla mnie, więc usadowiłam się na kolanach Caroline.
- Przepraszam cię, ale tam nie dało się wytrzymać. - powiedziałam i usłyszałam śmiech wszystkich. To takie śmieszne? W sumie gdybym była na Harry'ego miejscu byłoby. 
- Domyślam się. - powiedziała rozbawiona Caroline.
- I ty przeciwko mnie?! - zapytałam żartem, wstając z jej kolan. Jako jedyny nie śmiał się Niall. On tylko się uśmiechał. To jest trochę dziwne, bo on zawsze śmieje się, nawet gdy nic śmiesznego nie ma, ale zignorowałam to i wróciłam do kanapy na której siedział Harry. Usiadłam na podłodze, przed Harrym. Oparłam się o kanapę między jego nogami, a głowę oparłam o kolano.
- Harry. - odezwałam się po chwili siedzenia z zamkniętymi oczami. Byłam strasznie zmęczona i najchętniej położyłabym się spać, ale nie chciałam zostawiać tej zdrajczyni z pięcioma idiotami.
- Co chcesz skarbie? - zapytał, a ja byłam zbyt śpiący, aby zareagować na jego zdrobnienie.
- Daj mi jakąś poduszkę. Masz twarde kolano. - powiedziałam mrucząc. Usłyszałam cichy chichot, a po chwili chłopak podniósł moją głowę i położył poduszkę między głową, a kolanem. Moje myśli uciekały gdzieś do łóżka, że po chwili zasnęłam.

OCZAMI HARRY'EGO

Veronica zasnęła na opierając się o moje kolano, więc zaniosłem ją do pokoju na łóżko. Kiedy wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie, wszyscy patrzyli na mnie z podejrzliwymi uśmieszkami. Spojrzałem na nich pytająco, już trochę zirytowany, że tak na mnie patrzą.
- O co chodzi? - zapytałem zirytowany. Miałem dość, że tak na mnie patrzą. Bez przesady, aż taki ciekawy nie jestem, żeby na mnie patrzeć.
- Zmieniłeś się. - powiedział w końcu Liam. Zmrużyłem oczy patrząc na każdego po kolei.
- O czym ty pierdolisz? - zapytałem chamsko po chwili.
- Harry. Ta dziewczyna zawróciła ci w głowie. Zmieniłeś się. Stałeś się miękki. - tym razem odezwał się Zayn. O czym on kurwa gada? Ja? Miękki? Przecież to nie idzie w parze!
- Jeśli ktoś tu jest miękki to tylko ty, więc zamknij swój jebany ryj. Pamiętam co jej zrobiłeś i uwierz, że tak łatwo ci nie wybaczę i w każdej chwilę mogę ci obić mordę. - warknąłem. Miałem go dość. Zayn podniósł ręce w geście obronnym. 
- Harry, ale taka jest prawda. Zmiękłeś przez nią. - powiedział Louis. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno leżałby martwy. Mimo, ze uważałem, że to całkowita bzdura, to jednak mieli trochę racji. Odkąd poznałem Veronica'e nie jestem już takim bezuczuciowym dupkiem. To znaczy nie jestem, ale dla niej. Jeśli chodzi o całą resztę to się nie zmieniłem i nie mam zamiaru. 
- Liam, załatwiłeś mi kolejną walkę? - zapytałem po chwili moich małych przemyśleń. 
- Tak. W poniedziałek o 19 w tej starej siłowni. - powiedział, a ja kiwnąłem tylko głową. Dawno nie miałem walki, a pieniądze same się nie zarobią. Wiem, że Veronica chce pracować, ale jej na to nie pozwolę. Mieszka u mnie, więc ja płacę i nie ma inaczej. 

OCZAMI VERONICA'I

Moje oczy zaczęły się powoli otwierać, przyzwyczajając się do światła. Dziś ostatni dzień leniuchowania, a jutro do szkoły. Trochę się boję, bo jednak długo mnie nie było. Jakiś miesiąc, więc mam sporo zaległości. Chyba już wolę chodzić do tej szkoły niż mieć zaległości, bo z ich nadrabianiem ciężko idzie. Wiem! Harry mi pomoże. Bo chyba skończył szkołę, nie? Nawet jeśli nie, to przez niego zostawałam w domu tyle czasu, kiedy spokojnie mogłam iść do szkoły.
Odwróciłam się w jego stronę. Miał lekko rozchylone usta, z których wydobywało się lekki pochrapywanie, jego włosy były w nieładzie, a twarz była spokojna jak nigdy. Dziwnie było widzieć tak Harry'ego, ale z drugiej strony to takie słodkie. Zaśmiałam się na myśl, że mógłby tak wyglądać po przebudzeniu, a tym bardziej gdy jest z swoimi przyjaciółmi. Kiedy jest ze mną, a ze swoimi znajomymi to dwie różne osoby. Wiem, że nie chce pokazać swoim przyjaciołom, że się zmienił. Nie winię go za to. W sumie i tak już zaczyna pokazywać choć trochę uczuć nie tylko mi, a to jest już plus.
Postanowiłam już nie leżeć na łóżku i nie leniuchować. Najwyżej jak się ubiorę to położę się obok Harry'ego. Jeśli będzie jeszcze spał, oczywiście. Poszłam do swojego pokoju, bo tam miałam wszystkie ubrania. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej szare dresy z czarnymi skórzanymi wstawkami, białą luźną bluzkę i bieliznę. Poszłam do łazienki obok mojego pokoju. Odbyłam poranną toaletę i wyszłam z pomieszczenia. Chciałam zejść i zjeść śniadanie, ale zatrzymały mnie krzyki. Harry'ego krzyki.
 
czytasz=komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacje :D
 
Przepraszam, ale ostatnio nie mam jakoś weny na pisać. Nie, nie mam zamiaru zrezygnować z bloga i planuję go dokończyć tak jak chciałam, ale to dopiero za jakiś czas...długi czas. :)
Życzę miłego czytania i komentujcie! :D
 

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 44

Wszędzie widziałem jedynie ogień i porozrzucane po ulicy szczątki samochodu, który właśnie wybuchł. Nigdzie nie widziałem niestety dziewczyny. Gdzie ona jest? Musiałem ją znaleźć. A co jeśli ona nie żyje? Nawet tak nie myśl idioto. Ona żyje! Ona musi żyć!
- Veronica! - zacząłem krzyczeć rozglądając się na boki. Musiałem ją znaleźć. Bez niej nie będę istniał. Ona jest moim życiem, moim wszystkim. Ona to wszystko co mam. - Veron... - przerwał mi jej cichy głos. Szybko spojrzałem w tamtą stronę skąd pochodził jej głos. Leżała na ziemi, próbując się podnieść. Obok niej leżał nieprzytomny mężczyzna z samochodu. Szybko podbiegłem do niej i pomogłem jej się podnieść. Miała zadrapane lekko ramie.  - Boże. Nic ci nie jest? - zapytałem lekko spanikowany. Oglądałem jej twarz, ręce, ale wszystko wydawało się być w porządku.
- Tak. Jest okey. Zadzwoniłeś po pomoc? - zapytała na co kiwnąłem głową. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę, a ja niemal zamarłem. To był jej ojciec. Spojrzałem na nią z szeroko otwartymi oczami. Ryzykowała życie, dla swojego ojca, który nie raz i nie dwa, zrobił jej krzywdę. On nawet próbował ją zgwałcić! Jaki normalny ojciec się tak zachowuje?! To nie jest normalne. Miałem ochotę wbić mu jeszcze nóż w serce, żeby zdechł, leżąc na tej ulicy. Nie wiem jak ona może go ratować. Veronica nachyliła się nad i wsłuchiwała się czy oddycha. Sprawdziła jeszcze czy serce mu biję. Z tego co wywnioskowałem z jej zachowania, akcja serca była wstrzymana, bo dziewczyna zaczęła resuscytację krążeniowo-oddechową. Nie wiedziałem co mam robić, więc po prostu patrzyłem na ruchy dziewczyny. Wszystko robiła z dokładnością, jakby to była jej praca, w której pracuje już kilka lat. Oczywiście, ja potrafiłem być "pielęgniarką". Nauczyłem się kilku rzeczy przez ten czas od kiedy w moim życiu pojawiły się tego typu rzeczy.
- Pomożesz mi? - zapytała po chwili cichy głosem. Spojrzałem w jej piękne oczy. Kiwnąłem lekko głową i zabrałem się do uciśnięć klatki piersiowej mężczyzny. Po 30 uciśnięciach, Veronica zrobiła dwa wdechy ratownicze. Fu. W oddali było już słychać syrenę ambulansu. Dziękowałem Bogu, że tak szybko się zjawili. Przez cały czas musiałem walczyć z chęcią dobicia faceta. Kiedy pierwszy raz odprowadziłem ją do jej domu była zdenerwowana, ale myślałem, że to przeze mnie. W końcu to był czas kiedy się mnie bała.
- Co tu mamy? - zapytał jeden z ratowników. Spojrzałem na Veronica'ę, która wiedziała trochę więcej niż.
- Podejrzewam złamanie zamknięte lewej ręki, akcja serca została i oddech zostały zatrzymane, ale już są w normie. Podejrzewam jeszcze wstrząs mózgu. Poszkodowany jest nieprzytomny i ma promile we krwi. - powiedziała jednemu z ratownikom.

- A wam nic nie jest? - zapytał spoglądając na nas. - Może lepiej żebyście pojechali do szpitala. - powiedział, a ona szybko pokręciła głową. Wiem, że nie lubiła szpitali. Ja też za nimi nie przepadałem. - Proszę chociaż dać opatrzyć twoje ramię. To nie wygląda najlepiej. - powiedział, a ja prychnąłem w myślach. Uśmiechał się do niej. To było oczywiste, że mu się podobało. Każdemu chyba. Veronica usiadła w jednym z dwóch ambulansów, a ja postanowiłem zadzwonić do Louisa. Jak na niego szybko odebrałam. 

- Jak tam twoja randka? - zapytał na wstępie. Zaśmiałem się, mimo, że nie było mi do śmiechu.
- Jesteśmy już razem, ale po drodze był mały wypadek. Jej ojciec walną w tył samochodu, właśnie jedzie do szpitala, a Veronica jest badana. - powiedziałem i spojrzałem na moją dziewczynę. Miałem ochotę przypieprzyć temu ratownikowi, który ją teraz badał. 
- Ale jak to? Nic wam nie jest? Jak to się stało? - głos Louisa był zdenerwowany. Nie dziwię się mu.
- Jej ojciec się upił i wsiadł za kółko. Uderzył w tył samochodu, a później w drzewo. Veronica poszła go wyciągnąć i był wybuch. Najchętniej zabiłbym tego skurwysyna, ale to jej ojciec i mimo tego ile zrobił uratowała mu życie. Na szczęście ma tylko zadrapane ramie. - powiedziałem z ulgą. W końcu mogło się skończyć o wiele gorzej. Mogliśmy nawet umrzeć! 
- Przyjechać po was? - usłyszałem po chwili pytanie Lou.
- Nie trzeba. W samochodzie jest tylko wgniecenie. - powiedziałem patrząc na samochód. Bedzie trzeba dać do mechanika. 
- Okey. Jak będziecie wracać bądźcie ostrożni. - powiedział na co sie zaśmiałem. Rozłączyłem się i podszedłem do Veronica'i, która rozmawiała właśnie z policjantką. Kiedy wszystko było już załatwione, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Miałem nadzieję, że dziewczynie rzeczywiście nic nie jest. W końcu uderzyła głową w szybę. I to pewnie nie lekko. Do domu dotarłem dosyć szybko.
***

OCZAMI VERONICA'I


Wróciliśmy do domu. Mimo, że nienawidzę mojego ojca to trochę się martwiłam. W końcu to mój ojciec! Jeśli by umarł byłabym sierotą. Wiem, że i tak go nie widuję, ani nie daję mu znaku życia, ale to nie znaczy, że mam się czuć jak sierota.
- Chodź do łazienki. - powiedziałam spokojnym głosem do Harry'ego, kiedy weszliśmy do domu. Usłyszałam tylko westchnięcie chłopaka i ruszyliśmy do stronę łazienki. Kazałam mu usiąść na wannie, co zrobił, a ja zabrałam się za oczyszczanie rany, na którą ratownicy nie zwrócili uwagi. - Powiedz jak będzie boleć. - powiedziałam, ale zamiast potwierdzenia usłyszałam jego śmiech. Fajnie, że go to śmieszy. Mnie niestety nie, bo mogliśmy zginąć dzisiaj. Po chwili rana była oczyszczona, a ja chciałam się w końcu wykąpać, bo jestem cała w kurzu od tego wybuchu. Niestety moje plany były pokrzyżowane przez dzwonek do drzwi. Razem z Harrym ruszyliśmy na dół w stronę drzwi. Harry otworzył, a przed nami był Niall, Louis, Liam, Caroline i...Zayn. Trochę się przestraszyłam gdy go zobaczyłam. Wiem, że to było dawno, ale jednak nie widziałam go od tamtego czasu, a do tego byłam porwana i te sprawy to trochę na mojej psychice zostało.
- Co on tu robi? - warknął patrząc na Zayna. Uścisnęłam mocniej jego dłoń, żeby się uspokoił. Spojrzał na mnie spokojnie, ale później znów zmienił swój nastrój.  

- Chciałem przeprosić. Byłem wtedy pod wpływem. Nie byłem sobą. Przepraszam. - zaczął się tłumaczyć cały czas na mnie patrząc.
- W porządku. - powiedziałam cicho i lekko się uśmiechnęłam. Czułam na sobie wypalający dziurę we mnie wzrok Harry'ego. Nie chciałam na niego teraz patrzeć, bo jest pewnie wściekły za to, że mu wybaczyłam.
- Nic ci się nie stało? Jesteś cała? Boli cię coś? - Caroline zasypywała mnie pytaniami i oglądała mnie przekręcając głowę później ruszając rękę. Kiedy złapała za ranę syknęłam z bólu. - Jezu. Przepraszam. Co ci się tu stało? - zapytała.
- Najpierw może wejdźcie. Wszystko powiem. - powiedziałam spokojnie i wpuściłam ich do domu. Wszyscy usiedliśmy w salonie. Wyszło na to, że musiałam usiąść na kolanach Harry'ego.
- Mówcie. Jak to się stało, bo Lou powiedział tylko o wypadku. - usłyszałam głos Liama. Wzięłam głęboki oddech.
- Jechaliśmy do domu kiedy jakiś samochód jechał zygzakiem. Uderzył w tył samochodu. Obróciło nas o 360 stopni, a tamten samochód uderzył w drzewo. Harry zatrzymał samochód, a ja wybiegłam. Nie wiem jakim cudem, ale otworzyłam drzwi i wyciągnęłam go. Jak się okazało był to mój ojciec. Kiedy byłam jakieś 4 metry od samochodu. On wybuchł. Stąd mam tą ranę na ramieniu. - powiedziałam wskazując na zranione ramię. - A przy okazji jestem cała brudna. - powiedziałam i się zaśmiałam.
- Bogu dzięki, że nic ci nie jest. - powiedziała Caroline.
- Ja to co? Ziemniak? - usłyszałam głos Harry'ego. Wszyscy się zaśmiali.
 
 
czytasz=komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D