- Veronica! - zacząłem krzyczeć rozglądając się na boki. Musiałem ją znaleźć. Bez niej nie będę istniał. Ona jest moim życiem, moim wszystkim. Ona to wszystko co mam. - Veron... - przerwał mi jej cichy głos. Szybko spojrzałem w tamtą stronę skąd pochodził jej głos. Leżała na ziemi, próbując się podnieść. Obok niej leżał nieprzytomny mężczyzna z samochodu. Szybko podbiegłem do niej i pomogłem jej się podnieść. Miała zadrapane lekko ramie. - Boże. Nic ci nie jest? - zapytałem lekko spanikowany. Oglądałem jej twarz, ręce, ale wszystko wydawało się być w porządku.
- Tak. Jest okey. Zadzwoniłeś po pomoc? - zapytała na co kiwnąłem głową. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę, a ja niemal zamarłem. To był jej ojciec. Spojrzałem na nią z szeroko otwartymi oczami. Ryzykowała życie, dla swojego ojca, który nie raz i nie dwa, zrobił jej krzywdę. On nawet próbował ją zgwałcić! Jaki normalny ojciec się tak zachowuje?! To nie jest normalne. Miałem ochotę wbić mu jeszcze nóż w serce, żeby zdechł, leżąc na tej ulicy. Nie wiem jak ona może go ratować. Veronica nachyliła się nad i wsłuchiwała się czy oddycha. Sprawdziła jeszcze czy serce mu biję. Z tego co wywnioskowałem z jej zachowania, akcja serca była wstrzymana, bo dziewczyna zaczęła resuscytację krążeniowo-oddechową. Nie wiedziałem co mam robić, więc po prostu patrzyłem na ruchy dziewczyny. Wszystko robiła z dokładnością, jakby to była jej praca, w której pracuje już kilka lat. Oczywiście, ja potrafiłem być "pielęgniarką". Nauczyłem się kilku rzeczy przez ten czas od kiedy w moim życiu pojawiły się tego typu rzeczy.
- Pomożesz mi? - zapytała po chwili cichy głosem. Spojrzałem w jej piękne oczy. Kiwnąłem lekko głową i zabrałem się do uciśnięć klatki piersiowej mężczyzny. Po 30 uciśnięciach, Veronica zrobiła dwa wdechy ratownicze. Fu. W oddali było już słychać syrenę ambulansu. Dziękowałem Bogu, że tak szybko się zjawili. Przez cały czas musiałem walczyć z chęcią dobicia faceta. Kiedy pierwszy raz odprowadziłem ją do jej domu była zdenerwowana, ale myślałem, że to przeze mnie. W końcu to był czas kiedy się mnie bała.
- Co tu mamy? - zapytał jeden z ratowników. Spojrzałem na Veronica'ę, która wiedziała trochę więcej niż.
- Podejrzewam złamanie zamknięte lewej ręki, akcja serca została i oddech zostały zatrzymane, ale już są w normie. Podejrzewam jeszcze wstrząs mózgu. Poszkodowany jest nieprzytomny i ma promile we krwi. - powiedziała jednemu z ratownikom.
- A wam nic nie jest? - zapytał spoglądając na nas. - Może lepiej żebyście pojechali do szpitala. - powiedział, a ona szybko pokręciła głową. Wiem, że nie lubiła szpitali. Ja też za nimi nie przepadałem. - Proszę chociaż dać opatrzyć twoje ramię. To nie wygląda najlepiej. - powiedział, a ja prychnąłem w myślach. Uśmiechał się do niej. To było oczywiste, że mu się podobało. Każdemu chyba. Veronica usiadła w jednym z dwóch ambulansów, a ja postanowiłem zadzwonić do Louisa. Jak na niego szybko odebrałam.
- Jak tam twoja randka? - zapytał na wstępie. Zaśmiałem się, mimo, że nie było mi do śmiechu.
- Jesteśmy już razem, ale po drodze był mały wypadek. Jej ojciec walną w tył samochodu, właśnie jedzie do szpitala, a Veronica jest badana. - powiedziałem i spojrzałem na moją dziewczynę. Miałem ochotę przypieprzyć temu ratownikowi, który ją teraz badał.
- Ale jak to? Nic wam nie jest? Jak to się stało? - głos Louisa był zdenerwowany. Nie dziwię się mu.
- Jej ojciec się upił i wsiadł za kółko. Uderzył w tył samochodu, a później w drzewo. Veronica poszła go wyciągnąć i był wybuch. Najchętniej zabiłbym tego skurwysyna, ale to jej ojciec i mimo tego ile zrobił uratowała mu życie. Na szczęście ma tylko zadrapane ramie. - powiedziałem z ulgą. W końcu mogło się skończyć o wiele gorzej. Mogliśmy nawet umrzeć!
- Przyjechać po was? - usłyszałem po chwili pytanie Lou.
- Nie trzeba. W samochodzie jest tylko wgniecenie. - powiedziałem patrząc na samochód. Bedzie trzeba dać do mechanika.
- Okey. Jak będziecie wracać bądźcie ostrożni. - powiedział na co sie zaśmiałem. Rozłączyłem się i podszedłem do Veronica'i, która rozmawiała właśnie z policjantką. Kiedy wszystko było już załatwione, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Miałem nadzieję, że dziewczynie rzeczywiście nic nie jest. W końcu uderzyła głową w szybę. I to pewnie nie lekko. Do domu dotarłem dosyć szybko.
***
OCZAMI VERONICA'I
Wróciliśmy do domu. Mimo, że nienawidzę mojego ojca to trochę się martwiłam. W końcu to mój ojciec! Jeśli by umarł byłabym sierotą. Wiem, że i tak go nie widuję, ani nie daję mu znaku życia, ale to nie znaczy, że mam się czuć jak sierota.
- Chodź do łazienki. - powiedziałam spokojnym głosem do Harry'ego, kiedy weszliśmy do domu. Usłyszałam tylko westchnięcie chłopaka i ruszyliśmy do stronę łazienki. Kazałam mu usiąść na wannie, co zrobił, a ja zabrałam się za oczyszczanie rany, na którą ratownicy nie zwrócili uwagi. - Powiedz jak będzie boleć. - powiedziałam, ale zamiast potwierdzenia usłyszałam jego śmiech. Fajnie, że go to śmieszy. Mnie niestety nie, bo mogliśmy zginąć dzisiaj. Po chwili rana była oczyszczona, a ja chciałam się w końcu wykąpać, bo jestem cała w kurzu od tego wybuchu. Niestety moje plany były pokrzyżowane przez dzwonek do drzwi. Razem z Harrym ruszyliśmy na dół w stronę drzwi. Harry otworzył, a przed nami był Niall, Louis, Liam, Caroline i...Zayn. Trochę się przestraszyłam gdy go zobaczyłam. Wiem, że to było dawno, ale jednak nie widziałam go od tamtego czasu, a do tego byłam porwana i te sprawy to trochę na mojej psychice zostało.
- Co on tu robi? - warknął patrząc na Zayna. Uścisnęłam mocniej jego dłoń, żeby się uspokoił. Spojrzał na mnie spokojnie, ale później znów zmienił swój nastrój.
- Chciałem przeprosić. Byłem wtedy pod wpływem. Nie byłem sobą. Przepraszam. - zaczął się tłumaczyć cały czas na mnie patrząc.
- W porządku. - powiedziałam cicho i lekko się uśmiechnęłam. Czułam na sobie wypalający dziurę we mnie wzrok Harry'ego. Nie chciałam na niego teraz patrzeć, bo jest pewnie wściekły za to, że mu wybaczyłam.
- Nic ci się nie stało? Jesteś cała? Boli cię coś? - Caroline zasypywała mnie pytaniami i oglądała mnie przekręcając głowę później ruszając rękę. Kiedy złapała za ranę syknęłam z bólu. - Jezu. Przepraszam. Co ci się tu stało? - zapytała.
- Najpierw może wejdźcie. Wszystko powiem. - powiedziałam spokojnie i wpuściłam ich do domu. Wszyscy usiedliśmy w salonie. Wyszło na to, że musiałam usiąść na kolanach Harry'ego.
- Mówcie. Jak to się stało, bo Lou powiedział tylko o wypadku. - usłyszałam głos Liama. Wzięłam głęboki oddech.
- Jechaliśmy do domu kiedy jakiś samochód jechał zygzakiem. Uderzył w tył samochodu. Obróciło nas o 360 stopni, a tamten samochód uderzył w drzewo. Harry zatrzymał samochód, a ja wybiegłam. Nie wiem jakim cudem, ale otworzyłam drzwi i wyciągnęłam go. Jak się okazało był to mój ojciec. Kiedy byłam jakieś 4 metry od samochodu. On wybuchł. Stąd mam tą ranę na ramieniu. - powiedziałam wskazując na zranione ramię. - A przy okazji jestem cała brudna. - powiedziałam i się zaśmiałam.
- Bogu dzięki, że nic ci nie jest. - powiedziała Caroline.
- Ja to co? Ziemniak? - usłyszałam głos Harry'ego. Wszyscy się zaśmiali.
- Jechaliśmy do domu kiedy jakiś samochód jechał zygzakiem. Uderzył w tył samochodu. Obróciło nas o 360 stopni, a tamten samochód uderzył w drzewo. Harry zatrzymał samochód, a ja wybiegłam. Nie wiem jakim cudem, ale otworzyłam drzwi i wyciągnęłam go. Jak się okazało był to mój ojciec. Kiedy byłam jakieś 4 metry od samochodu. On wybuchł. Stąd mam tą ranę na ramieniu. - powiedziałam wskazując na zranione ramię. - A przy okazji jestem cała brudna. - powiedziałam i się zaśmiałam.
- Bogu dzięki, że nic ci nie jest. - powiedziała Caroline.
- Ja to co? Ziemniak? - usłyszałam głos Harry'ego. Wszyscy się zaśmiali.
czytasz=komentarz
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D
Każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńDobrzez ze nic się nie stało veronice, nie spodziewałam się ze to może być jej ojciec,ale rozumiem dlaczego go uratowała. Na prawdę dobrze zrobiła :)
Wybaczyla Zaynowi,coś czuje ze szykuje się rozmowa z Hazza o tym xd
Życze weny i do następnego :** <3