czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 57

Caroline po tym jak starałam się uświadomić jej, że jest w nim zakochana po uszy próbowała udawać, że się na mnie obraziła, ale coś jej to nie wychodziło. Tym bardziej, że przybiegł Chip i zaczął ją lizać po twarzy. Biedna nie wiedziała co się dzieję. Ja z Harrym się śmialiśmy, a ona próbowała go odciągnąć. Wyglądało to komicznie.
- Chip. Chodź tu. Zostaw już ją. Nacierpiała się już dziewczyna. - powiedziałam przez śmiech. Psiak spojrzał na mnie i podbiegł do mnie. Zaczęłam go głaskać, aż położył się obok mnie i położył głowę na moich udach. Spojrzałam jeszcze na Caroline. Ścierała właśnie jego ślinę z twarzy.
- To jest wasz nowy pies obrońca, tak? - zapytał krzywiąc się i kontynuując ścieranie śliny. - Rzeczywiście. Zalizałby włamywacza na śmierć. - powiedziała, a my się zaśmialiśmy.
- To nie nasz. Wszedł do naszego domu dzisiaj. Jutro rozwieszamy ulotki. Możliwe, że komuś uciekł. - powiedziałam patrząc na psa. Był bardzo rozradowany jak na psa, który dopiero się obudził.
- Jak się wabi? - zapytała po chwili.
- Chip - odpowiedziałam szybko. - Przynajmniej tak jest na obroży i na to imię reaguje. - dodałam.
Caroline siedziała u nas jeszcze godzinę, a później musiała już iść, bo chłopak po nią zadzwonił. Jestem ciekawa jak wygląda. W sumie to nawet nie wiem jak on ma na imię. Mam nadzieję, że jest taki jaki opisuje go Caroline. Mam też nadzieję, że nie będzie więcej przygód na jedną noc.
***
Leżę już w łóżku w pokoju, w którym już dawno mnie nie było i myślałam, że nie będzie. Dziwnie jest spać samemu, ale już powiedziałam, że nie śpię z Harrym, więc muszę. Nakryłam się szczelnie kołdrą, bo minusem spania samemu jest też to, że jest odrobinę chłodniej, a kołdra nie daje takiego ciepła jakie powinna. Próbowałam się rozgrzać bardziej, ale to nic nie dawało. Nie było mi zimno, ale jednak trochę cieplej mogłoby być. A może jednak pójdę do Harry'ego? To będzie chyba dobry pomysł. Ściągnęłam z siebie kołdrę i wstałam z łóżka. Na mojej skórze od razu pojawiła się gęsia skórka i przeszły mnie dreszcze od zimnej podłogi. Stwierdziłam, że zignoruję je i pójdę dalej. Drzwi otwierałam jak najciszej mogłam, a kiedy wyszłam z pokoju wpadłam na kogoś. A mianowicie Harry'ego.
- Co tu robisz? - zapytałam cichym głosem.
- Ja..um. Ja nic. A ty? Czemu nie śpisz? - zapytał. Myśl Veronica, Myśl.
- Ja chcę się napić.- powiedziałam szybko i wyminęłam go. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki, żeby nie było, że kłamałam i wypiłam ją. Odłożyłam szklankę do zlewu i wróciłam na górę. Harry właśnie wchodził do swojego pokoju. Zatrzymałam się na szczycie schodów i spojrzałam na wysoką sylwetkę chłopaka. Nie mogłam tak.
- Harry zaczekaj! - powiedziałam szybko. Podbiegłam do niego.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany.
- Mogę spać z tobą? - zapytałam niepewnie i spuściłam głowę. Miałam spać sama, a wyszło na to, że nie dam rady. Za bardzo przyzwyczaiłam się do jego obecności.
- A co z twoim "śpisz dzisiaj sam"? - zapytaj drażniąc się ze mną, ale dobrze widziałam, że na jego twarzy pojawiła się ogromna ulga. Uśmiechnęłam się w myślach.
- Stwierdziłam, że zlituję się nad biednym Loczkiem, który ma nocne koszmary - powiedziałam dopiero po chwili rozumiejąc co zrobiłam. Czemu ja najpierw robię, a później myślę?! - Przepraszam... Ja... Ja nie... - Nie mogłam się wysłowić. Czemu ja muszę mówić wszystko co mi ślina na język przyniesie? Nie wiedziałam co zrobić. Harry'ego twarz wyrażała ból i zawiedzenie. To najgorsze co mogłam zobaczyć na jego twarzy. Czemu ja zawsze muszę wszystko zepsuć?! Jestem najgorszą osobą jaka może być na świecie.
- Myślałem, że jesteś inna... - powiedział kręcąc głową. - Najwidoczniej się myliłem. - dodał i skierował się do pokoju. To najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć... No prawie, ale boli strasznie. Jestem do niczego.
Moje oczy zaczęły stawać się coraz bardziej wilgotne, aż do czasu kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach jak oszalałe. Zraniłam go. Nie chciałam tego, ale stało się jak zwykle. Moja nie wyparzona gęba znów kogoś zraniła. Nienawidzę siebie za to. Cały czas ranię najbliższych. Zamykam się w pokoju i rzucam się na łóżku tylko po to, aby teraz moczyć słoną cieczą poduszkę.
***
Słyszę jakieś głosy, ale nie rozumiem co oni mówią. Nie mogę rozpoznać też kto mówi, a jedyne co widzę to ciemność. Nie wiem gdzie jestem. Nagle jakby ktoś zapalił światło. Mrużę oczy, żeby móc przyzwyczaić się do światła. Widzę białe ściany i długi korytarz. Po obu stronach korytarza jest ciąg drzwi. Wszystkie jest takie czyste, ale jednocześnie nie wygląda to dobrze. Jestem w szpitalu. Ruszam w stronę sali, z której dobiegają głosy. Zaczęłam kojarzyć głosy tych ludzi.. Właściwie kobiet, ale jeszcze nie wiedziałam czyje to są. Podchodzę do drzwi. Są otwarte, więc wchodzę do środka. To co widzę dziwi mnie nie mało. Na łóżku szpitalnym leży moja mama, która nie wiem skąd sie tu wzięła. Przecież ona nie żyje! Nie zwraca na mnie uwagi. Kłóci się z jakąś dziewczyną, która stoi do mnie tyłem.
- Mamo? - nie byłam pewna co mam powiedzieć... No, bo przecież nie powiem jej, że nie żyje skoro tu jest.
- Dziecko drogie. Proszę cię jedź do taty. Na pewno się o ciebie martwi. - Jej melodyczny głos dociera do moich uszu. Jak ja się stęskniłam za nią! Ale nie mówi tego do mnie. Podchodzę bliżej do dziewczyny. Nagle tracę grunt pod nogami. To ja. Ale jak to możliwe?
Patrzę przerażona na tą całą sytuację.
- Nie rozumiesz, że nie chcę do niego iść! Ja go nie lubię. Ciągle tylko pije i ogląda jakieś mecze! - nie mogę nic zrobić.
- Ale cię kocha. Ja rozumiem, że czasem się nie dogadujecie, ale masz się z nim dogadać i wrócić do domu. - powiedziała stanowczym głosem. Pamiętam to.
- Nie będziesz mi rozkazywać! Będę robiła co chce, a na tej liście na pewno nie znajdzie się taty. Ty chyba chora jesteś. - na samo wspomnienie łzy zaczęły same spływać po policzku.
- Nie odzywaj się tak do mnie! Masz się dogadać z ojcem albo już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. - Jej głos staje się coraz bardziej zdenerwowany. Chcę uciec z tego miejsca. Odwracam się do drzwi i już mam zamiar uciec, ale nie mogę się ruszyć.
- Nienawidzę cię! Jesteś najgorszą matką jaka może być! - krzyknęła... Albo raczej ha krzyknęłam i wybiegłam z sali.
Znów wszystko jest czarne, a ja... Cóż. Ja spadam w dół, a z moich ust wydobywa się głośny pisk. Kiedy się zatrzymuję widzę przed sobą mojego ojca.
- Veronica - Słyszę jak mnie woła. Zaczynam cofać się do tyłu. - Veronica. - Głos zaczął stawać się coraz wyraźniejszy, ale jakby nie pasował do mojego ojca.


czytasz =komentarz 
każdy komentarz to dodatkowa motywacja :D

Przepraszam,że rozdział się nie pojawił, ale dodawałam go na telefonie i wyświetliło mi się, że został opublikowany, a dzisiaj popatrzyłam i go nie było, więc dodaję jeszcze raz :)

2 komentarze:

  1. Czekam na kolejny :) Mam nadziej że pojawi się juz niedługo :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super
    Dlaczego to powiedziała?
    Kurczę
    A bylo tak dobrze
    Mam nadzieje ze sie pogodzą bo znów będą sie im snily koszmary
    Veronica juz nie daje rady powoli przez nie
    Troche krotki ale czekam na następny
    Mam nadzieje że będzie dłuższy xd

    OdpowiedzUsuń